Wychodźstwo na rzecz niepodległości Polski w latach 1914-1920. Dokumenty i ludzie
Wychodźstwo na rzecz niepodległości Polski w latach 1914-1920. Dokumenty i ludzie
Szesnaście lat temu, 22 października 2001, w wieku 104 lat zmarł w Wethersfield, w stanie Connecticut, po krótkiej chorobie, Walter Maznicki, jak podaje nekrolog: „mąż nieżyjącej już Mary Maznicki z domu Popiel”.
Walter Maznicki urodził się w Jaśle 17 października 1897 roku, a do Stanów przybył jako dwunastolatek i na początku mieszkał w stanie Rhode Island. Nekrolog nie podaje, czy był sam, czy przyjechał do rodziny, jedynie że w 1912 roku przeniósł się do Hartford, w stanie Connecticut, a jako osiemnastoletni chłopak w grupie szesnastu młodych ludzi opuścił Stany, ażeby wstąpić do I Brygady Józefa Piłsudskiego. Nie jest też powiedziane, kiedy wrócił do USA, jedynie że w 1920 roku brał udział w walkach z Rosjanami.
Walter Maznicki był jednym z setek młodych Polaków, którzy przybyli do Stanów za chlebem, ale w momencie wybuchu wojny zgłaszali się jako ochotnicy do wojska polskiego.
żeby zrozumieć trudności, jakie musieli pokonać, aby dotrzeć do celu, wystarczy na wstępie przeczytać poufny raport Michała Sokolnickiego, późniejszego ambasadora Polski w Stambule, do Ekspozytury Naczelnego Komitetu Narodowego (dalej: NKN), pisany z Krakowa 6 lipca 1915 roku o panującej w danym momencie sytuacji politycznej:
Referat niniejszy niesie charakter ściśle poufny, ale wnioski z niego muszą być dla Was wytyczną całego działania [...] Położenie ogólne jest pod znakiem kryzysu stosunku naszego z rządem austryjackim i z obu komendami naczelnymi armii austryjackiej i niemieckiej. Przyczyny obecnego kryzysu trudno dzisiaj z całą pewnością nakreślić: tkwią one zapewne tak samo w głębokich racjach ogólnopolitycznych, w tajnych sprężynach stosunków dyplomacji europejskiej, jak również w chwilowych nieporozumieniach i drobnych zatargach w sprawach politycznych. Nasuwają się dwie główne hipotezy: pierwszą jest działanie austro-niemieckich hakatystów, drugą zaprzedanych Rosji czynników polskich.
Ten urywek raportu Sokolnickiego do NKN o napiętej sytuacji politycznej wskazuje na trudności, jakie musieli napotykać polscy ochotnicy starający się przedrzeć przez Europę: brak zaopatrzenia, pieniędzy, a przede wszystkim paszportów i wiz, które należało zdobywać w konsulatach: Austrii, Niemiec i Rosji.
Archiwum Instytutu Piłsudskiego zawiera ogromną liczbę dokumentów, listów z 1915 roku, których zaledwie parę możemy tu przytoczyć.
List panów Wąsowicza i Dymidasa z 18 czerwca z Kopenhagi do NKN daje dość szczegółowy obraz sytuacji:
Donosimy Wam, że przyjechaliśmy bez przeszkód do Kopenhagi. Po trzydniowym pobycie udajemy się przez Berlin do Wiednia, według rady ob. Okenckiego [...]. [Ale] Zaczynamy od New Jorku. Pani Dębska prosiła, aby napisać do Was, by przybywający do NY nie wdawali się w zwiedzanie Vorzimera i Telegramu, gdyż szpicle kręcą się dość gęsto w tych miejscach. Możemy to już poprzeć faktem, gdyż jadący z nami ob. Huss z Detroit nie otrzymał z konsulatu rosyjskiego awizy i był przez konsula zignorowany, pomimo że miał paszport zagraniczny. Sam przyznał, że pewnie widziano go z Vorzimerem.
Transport morski zapewniały okręty angielskie.
Okręt był przez konsula ang. opieczętowany. Nie byliśmy przez Anglików zatrzymywani, chociaż okręt czekał i gwizdał na pancernik angielski, ale z powodu gęstej mgły widocznie nie chcieli ryzykować. Żałowaliśmy tylko, że nie wiedzieliśmy o tern w Nowym Jorku, że tak będzie, i zebrali z paręset chłopa.
Pisząc o trudnościach zdobywania paszportów, tłumaczą, że:
Winnym zwłoki jest nie austryjacki urząd, lecz Dept. NKN we Wiedniu. Ob. Okencki prosił nas, abyśmy sprawę przedstawili gdzie należy, gdy będziemy we Wiedniu, bo ludzi się niepotrzebnie na straty naraża [...] Z małą sumką wyjeżdżając, pobyt parotygodniowy w Kopenhadze jest niemożliwy i sam Turowicz był w rozpaczy, gdyby mu przyszło dłużej czekać. Wina jest to nasza, bo po co mówić Rozwadowskiemu lub w ambasadzie, że się jest z Królestwa, a nie z Galicyi? To nic nie jest trudnego powiedzieć, że się jest z jakiegokolwiek miasteczka z Galicyi, dodać jakie starostwo i koniec. I ambasada ma mniej kłopotu, i sami jadący. My na drugi dzień dostaliśmy paszporty. Ob. Okencki chętnie to samo zrobi dla innych, niech tylko nasi u Rozwadowskiego i Okenckiego powiedzą, że są z Galicyi. Nikt tego sprawdzać nie będzie. Wilkowskiego Niemcy zatrzymali przez kilka dni w kozie i odesłali spowrotem do Kopenhagi. Dlaczego to nie wiem. I tutaj Okencki znowu drugi paszport mu wyrobił i po długich staraniach wyjechał. Z pieniędzy wyszedł całkiem i Okencki dał mu 5o koron. Prócz Turowicza jedzie z nami ob. Witold (pseud.), officer strzelecki z Warszawy, którą opuścił 25 maja i przez Finlandię i Szwecję przedarł się do Kopenhagi. Postaram się go nakłonić, aby opisał Warszawę i nastrój, jaki tam panuje.
Na koniec autorzy listu podają że:
wysiadając z okrętu, napotka się wysłannika niniejszego hotelu, który rozmówi się z woźnicą i na miejsce przywiezie. Trzeba tylko uważać, aby to był Centralbanehofhotel, bo istnieje drugi Central Hotel, o 2 mile od dworca.
Niezwykle ciekawy jest list z Rapperswilu pisany na papierze Hotel-Pension Post, z 1 kwietnia 1915 roku, od Jana Rupińskiego i Mariana Ziglera, którzy podają również swoje przybrane nazwiska: Jan Czechoń i Marian Balbin.
Ich trasa prowadziła przez Gibraltar do Neapolu i Genui, gdzie „po przejrzeniu amerykańskich dokumentów i rewizji celnej żadnej trudności nam nie robiono”. Następnie przez Mediolan do Rapperswilu, gdzie napotkali pewne „trudne formalności” i zmuszeni byli pozostać parę dni. Paszporty załatwili w Zurychu, ale poza tym zakupili
z oficerem legionowym p. Frilingem i ob. Dębskim najpotrzebniejsze rekwizyty wojskowe, które w Szwajcarii są tańsze niż w Austrii, a które każdy żołnierz mieć obowiązkowo powinien. Kupa pieniędzy nam się rozeszła, ponieważ zakupiliśmy wszystko od stóp do głowy, tak iż NKN nie wyda na nas ani centa, przez co prosimy komitet, ażeby raczył wziąść pod uwagę szalone rozchody od wyjazdu z Chicago o zwolnienie nas z obowiązku oddania pozostałych pieniędzy Dept. Wojskowemu przy NKN, bo zaledwie pozostaje nam na linię bojową.
Opisany jest zjazd niepodległościowy w szwajcarskim Fryburgu, gdzie omawiano „szereg prac zagranicznych i uchwalono rezolucję domagającą się od NKN szerszego rozwoju prac”. Poruszona jest sprawa Borawskiego, jakiegoś osobnika, który jak wynika z listu, dostał pieniądze na podróż, ale gdzieś się ulotnił i nie pojawił się w Rapperswilu. Autorzy listu sugerują, ażeby na przyszłość dla ostrożności kupować bilet kolejowy do portów; pieniędzy żadnych nie dawać na lądzie; i ażeby reprezentant NKN wykupił szyfkartę i doręczył pieniądze na okręcie. Na koniec piszą, że „może to ostatni list bez cenzury, lecz w każdym razie będziemy się starać choć krótkie wiadomości przesyłać z placu boju”. List kończy się okrzykiem „Wiech żyje Wolna Ludowa i Niepodległa Polska”. A w postscriptum notatka: „Potrzebne są jedwabne spodnie i koszulki przeciw robactwu, jeżeli który ma, niech takową z sobą zabiera”.
Natomiast bardziej dramatyczny ton ma list datowany na 20 sierpnia 1915 roku z Piotrkowa do CKON, Komitetu Obrony Narodowej w Chicago. Autorem jest L. Maicher, który również opisuje swoją trwającą 23 dni podróż i przybycie na miejsce.
Nie zastałem tutaj ani Dębskiego, ani Sikorskiego, a to z powodu Wzięcia Warszawy. Ob. Dębski był w Krakowie i miał powrócić każdej chwili, czekałem 2 dni i dłużej czekać nie chciałem, bo z jednej strony straszne nudy, z drugiej ubytek gotówki, i wstąpiłem do uzupełniającego się pułku 6, zostałem przyjęty i otrzymałem szarżę sierżanta i komendanta 4 plutonu 3 baonu. Z początkiem września idziemy na linię, co mnie ogromnie cieszy, bo będę miał satysfakcję zajrzenia wojnie w oczy, bo dotychczas widziałem bardzo mało, popsute mosty i popalone dworce kolejowe [...] Po Piotrkowie powiewają flagi polskie i miasto już otrząsa się z wrażenia przebytej niewoli. Co do samych Legionów i NKN i w ogóle polityki, to nie będę pisał, bo postanowiłem zostać żołnierzem całą duszą, zresztą inni wam niech opiszą, mnie osobiście niektóre rzeczy się nie podobają, no ale trudno, nie jesteśmy doskonałymi. Jan Rupiński jest ciężko ranny w nogę.
Potem idą praktyczne rady:
Wyjeżdżający niech sobie kupują dobre skórzane sztylpy i trzewiki, ja proszę, żebyście mi zakupili dobre żółte sztylpy i przesłali mi je, jak kto pojedzie, a także 2 pary dobrej zimowej bielizny, bo tu bardzo drogie i w ogóle kupić trudno.
W postscriptum dodaje: „zapomniałem o rękawiczkach, niechaj mi je żona zakupi, grube, ciepłe skórzane z mankietami”.
Ciekawe jest zakończenie listu: „Napiszcie mi, jak się czują moskalofile po wzięciu Warszawy?” I wreszcie: „Targowiczanom na pohybel”.
Ten gwałtowny wybuch, jak również wcześniejszy komentarz, gdy autor pisze: „obecnie jestem szczęśliwy, że usunąłem się od tego bagniska amerykańskiego”, wskazywałyby na panujące sympatie prorosyjskie wśród pewnych odłamów amerykańskiej Polonii.
Zbiór listów polskich woluntariuszy jadących, by walczyć o wolną Polskę, to bogata część historii naszego kraju: na poły oficjalne — na póły osobiste, często wzruszające w swojej bezpośredniości. Ich treść znakomicie oddaje panujące nastroje, a również rzuca światło na niedopowiedziane aspekty konfliktów, dające się odczytać między wierszami.
Tagi
-
PUBL.: 08/02/2020
-
AKTU.: 08/11/2023
Więcej o Autorze (Autorach)
0raz Pozostałe Publikacje tego Autora (ów)
Ewa Krystyna Hoffman-Jędruch
Marek Zieliński
Copyrights
COPYRIGHTS©: STAŁA KONFERENCJA MUZEÓW, ARCHIWÓW I BIBLIOTEK POLSKICH NA ZACHODZIE
CAŁOŚĆ LUB POSZCZEGÓLNE FRAGMENTY POWYŻSZEGO TEKSTU MOGĄ ZOSTAĆ UŻYTE BEZPŁATNIE PRZEZ OSOBY TRZECIE, POD WARUNKIEM PODANIA AUTORA, TYTUŁU I ŹRÓDŁA POCHODZENIA. AUTOR NIE PONOSI ŻADNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA NIEZGODNE Z PRAWEM UŻYCIE POWYŻSZEGO TEKSTU (LUB JEGO FRAGMENTÓW) PRZEZ OSOBY TRZECIE.