Skip to main content

Wizerunek Polski, spojrzenie z Wiecznego Miasta

Referat wygłoszony na XXI sesji Stałej Konferencji MABPZ - Rzym 1999 r

Wizerunek Polski, spojrzenie z Wiecznego Miasta

Referat wygłoszony na XXI sesji Stałej Konferencji MABPZ - Rzym 1999 r

Z satysfakcją, muszę stwierdzić, przyjąłem zaproszenie ks infułata Michała zabrania głosu w charakterze — nie powiem outsidera, ale gościa i niefachowego uczestnika tej Waszej sesji. Sześć lat temu, chciałbym przypomnieć, miałem sposobność przedstawienia na jednej z poprzednich sesji, obserwacji i refleksji o znaczeniu pontyfikatu Jana Pawła II dla Europy, a zwłaszcza dla naszej sfery środkowo-wschodniej. Obecnie zamierzam podzielić się z Państwem garścią spostrzeżeń i myśli na temat wizerunku współczesnej Polski, co czynię po przeszło 30 latach doświadczeń życiowych i profesjonalnych w Wiecznym Mieście. To co przykuwa moją uwagę, na podstawie zarówno przeżyć tutejszych, jak i powtarzających się od 10 lat wizyt w kraju, odnosi się nie do widocznych na powierzchni wydarzeń w życiu publicznym, ale do głębokiego kryzysu toczącego się u podłoża tego życia, czegoś, co określiłbym jako impas egzystencjalny, związany z wyraźnym regresem w zakresie kultury współżycia (co uderza tym bardziej w obliczu postępu gospodarczego). To co dzieje się w Polsce i na całym obszarze postkomunistycznym świadczy niewątpliwie o ogromnym zamieszaniu, wręcz zagubieniu interesu wspólnego na korzyść wzmacniania władzy, prywaty, pogoni za mamoną i lekceważenia ogólnego, społecznego dobra.

Jeszcze raz okazuje się, że życie publiczne, choćby najbardziej rozwinięte, jeśli nie stawia w centrum człowieka i jego godności, przechodząc do porządku dziennego nad wartościami chrześcijańskimi, sprowadza się do fałszywego pojmowania wolności i rosnących rozpiętości w poziomie życia.

Wszelkie zatem rozmyślania i konkretne postulaty zmierzające do poprawy ludzkiego losu, powinny zacząć się od spojrzenia na stosunki pomiędzy ludźmi, to znaczy od kultury współżycia, w tym przypadku, ludźmi żyjącymi nareszcie w wolnej ojczyźnie.

Rozpocznę od kilku choćby spostrzeżeń odnoszących się do stosunków międzynarodowych, ba one przykuwają najbardziej powszechną uwagę i warunkują w dużej mierze także rozwój Polski współczesnej.

„Trzeba wykorzenić z dziejów ideę wojny i zastąpić ją ideą pokoju. Banalny zdawałby się postulat wymagający jednak edukacji, jeśli nie ma sprowadzać się do sloganu; wymaga rozróżnienia pomiędzy przemocą i korzystaniem z siły, jeśli zachodzi potrzeba interwencji na rzecz obrony praw człowieka”. Ta, przytoczona zasada przyświeca działalności Komitetu ds. Inicjatyw dla Pokoju (włoski skrót COMIN). Jest to grupa prawników i ekspertów spraw międzynarodowych o inspiracji chrześcijańskiej. Udział mój w tym środowisku bezpartyjnym, pozarządowym, niezależnym i opartym na autentycznej bezinteresowności, stanowi od 15 lat wspaniałą przygodę duchową i intelektualną, co pomaga mi niezmiernie w staraniach o racjonalne wyważone podejście do prawidłowego rozeznania postkomunistycznej rzeczywistości. Na tę przygodę — muszę podkreślić — oddziałał równocześnie, i to w ogromnym stopniu bodziec tkwiący stałej lekcji jakiej udziela nam pontyfikat Jana Pawła II. Przypomnieć tu należy, że papież popiera tzw. prawo ingerencji humanitarnej, czyli prawo określonej wspólnoty do interweniowania przy użyciu siły w łonie danego państwa w celu obrony łamanych praw człowieka i obywatela oraz tym samym przywrócenia praworządności i ładu moralnego. Podczas audiencji w dniu 5 marca br. dla naszego komitetu oświadczył: „Są mi dobrze znane liczne i odważne wasze inicjatywy, poprzez, które działacie bez osobistych interesów, by wzbudzić u rządzących przeświadczenie o potrzebie projektów pojednania i braterskiej solidarności. Apeluję do Was o kontynuowanie tej drogi, mnożąc okazje do dialogu i edukacji dla pokoju w różnych kontekstach, nie zniechęcając się na skutek nieuniknionych przeszkód i trudności” (tłum. z „Osservatore Romano”). Dnia 17 września br. przyjmując w Castel Gandolfo na zbiorowej audiencji biskupów litewskich, mówiąc o wyzwaniach przed jakim dziś stoi Litwa, papież powiedział: „W uwolnionym od szponów państwa totalitarnego Waszym kraju wiara jest dziś w potrzasku agresji bardziej subtelnej, jaką stanowi ponętny model życia, sekularyzowany i hedonistyczny”. A następnego dnia zwracając się do biskupów łotewskich: „Z waszymi braćmi różnych wyznań chrześcijańskich przez długie lata byliście poddawani okrucieństwu reżimu nastawionego na budowę ziemskiej rzeczywistości pozbawionej światła wiary. Następstwa propagandy ateistycznej dają się wciąż odczuwać w pokoleniach, które musiały ją wchłaniać [...] Jak więc należy dać nam posłuch? Jak przemawiać do sumień, kiedy wszystko zdaje się popychać w innych kierunkach? Trzeba by Kościół — odpowiada papież na te pytania nabrał entuzjazmu i żarliwości pod natchnieniem Ducha Świętego”.

Droga do utrwalenia pokoju także w stosunkach międzyludzkich pod znakiem nauczania papieskiego jest z konieczności długa i uciążliwa, najeżona wieloma trudnościami. Zanim dojdzie do upragnionej cywilizacji, opartej na miłości bliźniego, postulowanej przez Kościół Powszechny, trzeba zmierzać etapami do cywilizacji prawa, co wymaga również użycia nieraz siły, bez czego prawo staje się daremnym uprawianiem morałów. W metodologii prowadzącej do upowszechnienia kultury współżycia, a nawet wręcz sztuki współżycia jaką powinniśmy sobie przyswoić, ważną rzeczą jest uświadomienie, iż wieczną tragedię człowieka stanowi fakt, iż pochłania jedynie pewną część prawdy. Na szczęście coraz bardziej przenika zrozumienie, że niezgodność poglądów w życiu publicznym, czyli rozbieżność opinii, przez tyle wieków tłumiona, służy w rzeczywistości wszędzie ogółowi społeczeństwa. Przemija stopniowo mit państwa — narodu jako zjawiska nieużytecznego na rzecz form federacyjnych w dół i ku uniom państw w górę, po to by stawić czoła problemom jakie każde poszczególne państwo nie jest już w stanie samo rozwiązać. Równocześnie terytorium traci dziś znacznie na rzecz wymiany kapitałów, rąk do pracy, informacji i energii twórczych. Spory terytorialne stały się anachroniczne, podczas kiedy różnorodność etniczna, kulturowa czy religijna może, a nawet powinna, stać się źródłem pokojowego współżycia. Dochodzimy tym samym do problemu mniejszości, zarówno etnicznych, jak religijnych w ramach jednego państwa. Komitet do spraw pokoju opracował niedawno Kartę Mniejszości, której treść znalazła aprobatę Rady Europy. Wychodzi ona z założenia doświadczeń krajów Europy zachodniej, które po dwukrotnym w tym wieku wciągnięciu świata do wojny, przyjęły zasady pokojowej współpracy bez rewindykacji terytorialnych. Istniejącemu wciąż u schyłku tego wieku zacofaniu w zakresie kultury współżycia trzeba przeciwstawić dialog coraz bardziej intensywny oraz odnowione nauczanie historii w oświacie, nie jako sukcesję wojen i gwałtów, lecz wzajemnego poznania i konfrontacji twórczych idei nie ideologii! — konfrontacji prowadzącej do obopólnego, duchowego i kulturalnego wzbogacenia. Nasz Komitet wystąpił w ubiegłym roku z projektem międzynarodowej nagrody dla opracowania wstępu do podręcznika historii jako klucza do odczytywania dziejów pod kątem zbliżania różnych kultur i wydarzeń, które promowały rozwój cywilizacyjny, jeśli dojdzie do tej postulowanej, twórczej konfrontacji wówczas stanie się oczywiste, że najwyższe punkty w dziejach myśli, sztuki i cywilizacji odnoszą się do kultur, które wymieniając się pobudzają do dania z siebie najlepszych treści. Prędzej czy później dojdziemy wszyscy do przekonania, że prawdziwe rozróżnienie, jakie liczy się w cywilizacji, zachodzi pomiędzy dojrzałymi i niedojrzałymi. Jedynie bowiem dojrzałość prowadzi do sublimacji szkodliwych impulsów i wyposażenia w zdolność miłowania i poświęcenia się dla bliźnich. Istnieją niestety wciąż tacy, którzy nigdy nie dorastają, pozostają w wieku infantylnym również jako formalnie dojrzali, bo nadal sądzą, że tylko przemoc wszystko rozwiąże, skłonni do narzucania własnych poglądów. Ci niedojrzali, najczęściej ekstremiści czy integryści stanowią mniejszości, jakie trzeba kontrolować i nieraz nawet izolował, nie pozwalając im na wyrządzanie szkody i krzywdy większościom społeczeństw.

Podczas kiedy wojna za wyjątkiem lokalnych starć (jak wskazują jednak przypadki Serbii, Kaukazu czy Timoru wschodniego, zakłócających pokój w skali międzynarodowej i prowokujących liczne ofiary), wojna sensu stricto stała się niemożliwa wobec istnienia broni masowej zagłady — pokój, natomiast, nie tylko jest możliwy, ale nieodłączny wręcz do przetrwania ludzkości. Dyktatury potrafią łamać i opanować rewolucje krwawe, podczas kiedy nie dają sobie rady z rewolucjami i ruchami pokojowymi, które mają efekt zaraźliwy (w sposób pozytywny oczywiście). Prawdziwe pokojowe rewolucje, których owoce są trwałe powstają dzięki projektom i ideom zachodzącym w naszych umysłach, które nas przekształcają i na zasadzie przykładu przekształcają również innych.

Wystarczy tyle uwag ogólnych, potrzebnych jednak dla wprowadzenia do wątku odnoszącego się do spojrzenia stąd na sprawy polskie w życiu publicznym, zwłaszcza, że poruszane tu kwestie nie docierają jeszcze do polskiego społeczeństwa w należytym wymiarze.

Nie ma chyba miejsca w Europie, jak rzymsko-watykańskie obserwatorium, które umożliwia prawidłową ocenę nowej, polskiej rzeczywistości. Niezależnie od pobudzającego do refleksji dystansu, pozwala bowiem na syntetyczne podejścia do nowych, postkomunistycznych realiów. Synteza ta, tkwiąca potencjalnie w tym spojrzeniu, odnosi się da obydwu stron Tybru (który „stał się szerszy” w czasie trwania obecnego pontyfikatu), czyli do Rzymu świeckiego i do Watykanu, do perspektywy oznaczającej, inaczej mówiąc, stałe przenikanie sacrum i profanum pod znakiem ducha tolerancji i kultury współżycia. To przecież nad Tybrem rozpoczęła przed wiekami. i trwa nadal praca nad wielką syntezą tego, co zawiera wiara chrześcijańska i tego, co ludzkie.

„Perchè non possiamo non dirci cristiani”, czyli „dlaczego nie możemy powiedzieć o sobie, że nie jesteśmy chrześcijanami” — to słynne zdanie wybitnego filozofa i liberała Benedetto Croce stanowi klucz do zrozumienia i szacunku, jaki dla Stolicy Apostolskiej i Kościoła żywią Włosi o orientacji liberalnej, na wskroś nieraz laickiej. Croce, cytowany niedawno przez pismo „Civiltà Cattolica”, organ Jezuitów, twierdził, że poczucie sacrum w poczynaniach człowieka polega na tym, by „każdy jego akt nabierał wymowy duchowej, by część związana z profanum nie była w życiu odseparowana od części sakralnej”. Innymi słowy, chrześcijaństwa niezależnie od wiary, stanowi w przypadku włoskiej rzeczywistości kategorię kulturową, wręcz cywilizacyjną, której nikt poważnie myślący nie kontestuje. Laickość, czyli świeckość państwa należy zdecydowanie odróżnić od laicyzmu jako postawy aktywnie antyklerykalnej, nieraz wręcz bojowej fali, która nota bene w ostatnich latach opadła. Tego rodzaju postawę ogromna większość społeczeństwa, niezależnie od stosunku do wiary, uznaje jako zjawisko niezdrowe i anachroniczne. W przeciwieństwie do Polski jest ono we Włoszech zdecydowanie marginalne. Laickość państwa, natomiast, oznacza nad Tybrem, kategorię neutralną w wymiarze prawnym, a w praktyce życia publicznego respektującą wartości religijne. I nie potrzeba do tego wcale gwarancji ustawowych i regulacji administracyjnych, tak jak dzieje się to w Polsce. Zakorzeniona bowiem kultura współżycia i szacunek dla Kościoła instytucjonalnego stanowią samoistnie działający regulator postępowania, nikomu nie przychodzi zatem do głowy utożsamiać, tak jak w Polsce, nieraz to spostrzegamy, niedostatki ludzkie czy potknięcia, zdarzające się tu również kapłanom, z instytucją Kościoła. W tej dziedzinie, jak również jeśli chodzi o zjawisko skrajnego feminizmu (nota bene od wielu już lat we Włoszech przezwyciężonego), jesteśmy znacznie opóźnieni.

Często słyszy się o podobieństwach zachodzących pomiędzy Polakami i Włochami, widocznych w życiu publicznym jak żywotność, wybujały temperament i indywidualizm. Jest to z pewnością częściowo uzasadniane, dotyczy jednak bardziej oznak zewnętrznych niż istoty rzeczy.. Comparaison n’est pas raison. Te analogiczne cechy odnoszą się przede wszystkim do funkcjonujących stereotypów, są bowiem u Włochów korygowane przez wrodzony realizm w ocenie własnych (nie tylko cudzych) niedostatków, dzięki autoironii jako nieuświadomionego zabiegu higieny psychicznej, oraz zdolności w przyswajaniu metody racjonalnego rozwiązywania sporów, której brak w Polsce tak bardzo daje się odczuć. Jednym słowem: uczestnictwu w życiu publicznym towarzyszą tu, oprócz ducha tolerancji, zachowanie dystansu i przede wszystkim zakorzeniane przymioty kultury współżycia, wyrosłej na glebie cywilizacji śródziemnomorskiej. Jednym z jej przejawów jest zdrowy, sympatyczny antyklerykalizm, wypływający z trzeźwego poglądu na ludzkie niedomagania czy słabości. Nie zamierzam, rzecz jasna, idealizować tych charakterystycznych przejawów włoskiej mentalności i stylu życia. Nie ulega jednak wątpliwości, że historyczne, zwłaszcza kulturowe, dobroczynne uwarunkowania, sprawiają, iż mamy tu do czynienia ze stabilizacją stosunków społecznych, mimo przesileń politycznych na wierzchołkach władzy (szczególnie obecni: w związku z „pokojową rewolucją” przejścia do tzw. II Republiki). Demokracja we Włoszech powstawała na gruzach faszyzmu inaczej niż u nas, to znaczy oddolnie, poprzez tworzenie samorządu terytorialnego na gruncie utrwalonego, wy artykułowanego regionalizmu kulturowego. I dlatego też wszelkie analogie, niejednokrotnie nasuwające się, pomiędzy polskimi i włoskimi kryzysami politycznymi są dość powierzchowne.

W pierwszej kolejności, wśród polskich niedostatków, dobrze stąd widocznych, trzeba wymienić brak umiejętności różnienia się w postawach elit, zarówno o rodowodzie PRL-owskim, jak i „solidarnościowym”. Znajduje to wyraz w lekceważeniu znanej dewizy Jana XXIII wskazującej na potrzebę rozróżnienia błędu i błądzących, winy i winnych. Zasada ta związana z chrześcijańskim wezwaniem do przebaczenia winowajcom, nie jest jednak równoznaczna z zapomnieniem win jako takich, a więc z przekreśleniem wymogu dokonywania rozliczenia przeciwieństwie do naszego kraju. Włosi przeprowadzili wyraźny rozdział, nie tylko symboliczny, ze swoją niedawną faszystowską przeszłością, tzn. z systemem dyktatury, który we Włoszech nie został narzucony jak sowiecki totalitaryzm w Polsce.

W postępowaniu polskich elit uderzają szczególnie objawy zacietrzewienia w osądzaniu przeciwnika (a także rywala ze zbliżonej opcji). Przypisuje się to na ogół skażeniom pozostawionym w spuściźnie przez komunizm, co stanowi okoliczność w pewnej tylko mierze łagodzącą. Warto zaznaczyć, że gestów okazywanej nam sympatii przez włoskich przedstawicieli elit intelektualnych i politycznych nie należy brać zbyt serio, bo towarzyszy im częsta pobłażliwość.

Niezależnie od reliktów, wciąż jeszcze nieprzezwyciężonych niedawnej przeszłości, włoscy rozmówcy starają się nieraz podkreślić okoliczności łagodzące. Prof. Arnoldi znany historyk, zaprzyjaźniony z Karolem Modzelewskim i Bronisławem Geremkiem, osłodził kiedyś krytyczną pigułkę dotyczącą nosicieli „stalinizmu à rebours”, określając Polaków jako „szlachetnie nierozważnych”. Powszechnie niemal stawiany nam zarzut brzmi „nie potraficie zachować umiaru ani w chwilach chwały, ani klęski”. Włoscy poważni korespondenci i intelektualiści, takie duchowni, odwiedzający nasz kraj, zauważają nieraz, że mają do czynienia głównie z monologami. Ich rozmówcy (sam się z tym też zetknąłem), zachłyśnięci sobą, lubią mówi jedynie o swej macierzystej grupie czy klanie. Nie wykorzystują okazji by się czegoś dowiedzieć czy nauczyć, by skonfrontować własne opinie z cudzymi. Dziwią się, kryteria polityczne (nieraz dotyczące przejściowego sukcesu) rozstrzygają często o czyjejś wielkości naukowej lub literackiej i na odwrót. Sympatia dla naszego kraju znacznie spadła w ostatniej dekadzie, choć nie jest tak źle, jak ocenił to Gustaw Herling-Grudziński, twierdząc, że to już jest „rozdział zamknięty”.

Z drugiej strony nie jest lepiej kiedy przedstawiciele polskich elit zjawiają się w Wiecznym Mieście w odwiedziny zarówno do władz republiki, jak i do Stolicy Apostolskiej. Razi skądinąd zjawisko zaściankowości widoczne nieraz u polskich gości w pomieszaniu płaszczyzn stosunków z władzami Republiki Włoskiej i ze Stolicą Apostolską. Wprawdzie istniejący szczególny związek uczuciowy, patriotyczny z papieżem — Polakiem nie budzi zastrzeżeń, ale nie usprawiedliwia bynajmniej polskich, rejestrowanych uchybień. Już kilka lat temu śp. Henryk Kupiszewski, wybitny prawnik, pierwszy nasz ambasador przy Watykanie, zwracał uwagę na poważne mankamenty „zakochanych w sobie” — jak mawiał polskich polityków i intelektualistów, lekceważących szansę pożytku jaki mogłaby im przynieść wymiana poglądów i wyjcie z nacjonalistycznych opłotków. Włoscy działacze katoliccy, pamiętający stosunki w epoce faszystowskiej przypominają, że antyfaszyści z podziemnej Partito Popolare (czyli późniejszej chadecji) byli zarażeni miazmatami faszyzmu, tzn. wykazywali brak tolerancji wobec innych orientacji w łonie opozycji antyfaszystowskiej. Nasuwa się tu wyraźna analogia z dawną opozycją z łona ruchu „Solidarności”, a dziś obecnej w koalicji rządowej. Uległo to, jeśli chodzi o Włochy, zmianie po wprowadzeniu demokracji dzięki pracy formacyjnej, zmierzającej do wychowania nowy kadr, co w dużej mierze poskutkowało.

Inne spostrzeżenie doskonale stąd rozpoznawane, odnosi się do zamazywania rozdziału pomiędzy funkcją informacji a aspiracją polityczną, co prowadzi do deformowania obrazu rzeczywistości i zarazem odbija się negatywnie na rezultatach działania. Nie chodzi o jakieś sztuczne rozczepianie jaźni, lecz o zacieranie granicy i mieszanie obydwu tych kategorii ludzkich poczynań. Preferencje polityczne, natomiast, tak jak obecnie w naszym kraju, nakładające się na fakty i determinujące nawet obieg informacji, wyrządzają wiele zła. Cierpi na tym wolność środków społecznego przekazu i tracą również skuteczność ambicje polityczne, które okazują się w konkretnych przypadkach bez pokrycia lub przynajmniej mocno wygórowane. To zjawisko „polskiego poplątania” odnosi się głównie do lekceważenia formy, która w praktyce rozstrzyga nieraz o powodzeniu lub też fiasku określonego przedsięwzięcia. Nie można jej sztucznie separować od treści. Klasycznym przykładem trafności tej okoliczności jest działalność dyplomacji watykańskiej, cieszącej się uznaniem w kancelariach rządów na świecie, niezależnie od ustroju. Zachodzi ponadto potrzeba ogniwa pośredniego, co we włoskich mediach określa się jako „apprafondimento delie notizie” (czyli pogłębienie wiadomości). A to umożliwia — poprzez dostarczania czytelnikom czy telewidzom elementów interpretacyjnych — formułowanie własnych opinii. Innym jeszcze przejawem tego „poplątania” jest mieszanie sympatii czy nawet przyjaźni do kogoś kto ma krytyczną oceną takich czy innych działań dotyczących tej osoby. Jeśli ta sympatia tym bardziej przyjaźń mają być autentyczne i przynosi korzyści w praktyce, to nie powinny odznaczać się brakiem krytycyzmu. Stają się bowiem wówczas nieszczere lub płytkie, co na jedno wychodzi. Te i inne widoczne niedostatki w ludzkich stosunkach są sprzeczne z kulturą współżycia, bez której trudno mówić o kulturze politycznej. Wszelkie próby jej szarzenia muszą skończy się niepowodzeniem, jeśli najpierw nie będą upowszechnione dobre obyczaje i reguły obywatelskiego współżycia, jeśli nie zapanuje duch tolerancji i wzajemna okazywana życzliwość, zamiast rażącej pazerności (w samych nieraz już spojrzeniach) i agresywnego traktowania bliźnich. Katolickim działaczom i politykom należy zwłaszcza uprzytomnić znaczenie papieskiego wezwania, niestety w Polsce ignorowanego lub przynajmniej niedocenionego, które brzmi: saper differenziarsi significa anche completarsi a vicenda (umieć różnić się oznacza też wzajemnie uzupełniać się). Chodzi o obopólne, duchowe wzbogacanie się to twórczą wymianę doświadczeń i odmiennych tradycji kulturowych, bo tylko wówczas obrona imponderabiliów wiary i moralności może być skuteczna. Z takiej wymiany w demokratycznym państwie i efektywnym pluralizmie korzysta nie tylko jednostka, ale i cała społeczność. Wypada tu przytoczyć słowa papieża z orędzia na tegoroczny Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, kiedy stwierdza: „To prawda, że między kulturą Kościoła a kulturą środków przekazu istnieją różnice. Nie ma jednak powodu dla którego różnice miałyby uniemożliwiać dialog i przyjaźń. W wielu bardzo głębokich przyjaźniach właśnie odmienności są bodźcem do twórczego wysiłku i budowania mostów”.

Konkluzja: oprócz edukacji dla pokojowego współżycia rzecz istotną stanowi przywrócenie harmonii w naszej narodowej tożsamości, polegającej na splocie tradycji romantycznych i pozytywistycznych. Powinno to stanowić oryginalny nasz wkład do przyszłej, zjednoczonej „Europy Ojczyzn”. Najpierw jednak trzeba zerwać z triumfalizmem w reakcjach na upadek komunizmu, czyli tragicznej utopii, jak również ze selektywną i powierzchowną recepcją pontyfikatu. Stanowi on bowiem w pierwszym rzędzie wezwanie moralne i intelektualne do dojrzałości, do przezwyciężenia reliktów nieszczęsnej przeszłości — do normalności, jednym słowem. Trzeba walczyć o coś przede wszystkim, a nie przeciwko komuś — inaczej mówi. W swym niedawnym przesłaniu do Papieskiej Rady „Sprawiedliwość i Pokój”, Papież stwierdza: „Historia uczy nas jak bardzo cenne i pożyteczne spotkania pomiędzy ludźmi, jak ważną rzeczą jest usuwanie i przezwyciężanie konfliktów i podziałów po to, by mogła szerzyć się kultura tolerancji i pokoju”.

W tym spojrzeniu stąd, czyli z nauki wyciągniętej z doświadczeni po obydwu brzegach Tybru, chciałbym zwrócić uwagę na pewną potrzebę niedocenianą w Polsce: ludzkie poczynania, aczkolwiek niedoskonałe i nieraz omylne, są jednak czymś lepszym, bo pozwalającym na opamiętanie się i poprawę, aniżeli obojętność i zaniechanie inicjatywy. Jako niepoprawny optymista muszę podkreślić iskrę nadziei wzniecaną, często nieświadomie; poprzez młodych ludzi z jakimi stykam się zarówno w czasie wypadów do kraju, jak i na rzymskich szlakach. Uderza zwłaszcza ich trzeźwe spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. Równocześnie jednak są często ofiarami niepokojącego zjawiska, a mianowicie brakiem okazywania zainteresowania udziałem w czynnym w życiu publicznym. Tkwiąca w tych postawach potencjalna groźba bierności i indyferentyzmu powinna być nie tylko zauważona, lecz rozsądnie i przewidująco eliminowana.

W wizerunku Polski, odbijanym w rzymsko — watykańskim lustrze, pojawiać się zaczynają, oprócz cieni, na szczęście również wschodzące blaski. Należy zatem nie zakładać rąk i pocieszać się, że „jakoś to będzie”, lecz trzeba pracować nad przygotowaniem zwłaszcza młodych kadr do wkroczenia w Trzecie Tysiąclecie w nastroju konstruktywnego, twórczego niezadowolenia po to by przemieniło się w zadowolenie ze spełnianego obowiązku.

 

FOTO: By José Ramón Polo López - Praca własna, CC BY-SA 3.0 →

Tagi

Więcej o Autorze (Autorach)

0raz Pozostałe Publikacje tego Autora (ów)

Dominik Morawski

Dominik Dzierżykraj-Morawski (ur. 20 grudnia 1921 w Poznaniu, zm. 17 lipca 2016 w Józefowie) – polski publicysta, dziennikarz, aktor, działacz społeczny. Studiował na Wydziale Prawa i Nauk Społecz...

Copyrights

COPYRIGHTS©: STAŁA KONFERENCJA MUZEÓW, ARCHIWÓW I BIBLIOTEK POLSKICH NA ZACHODZIE
CAŁOŚĆ LUB POSZCZEGÓLNE FRAGMENTY POWYŻSZEGO TEKSTU MOGĄ ZOSTAĆ UŻYTE BEZPŁATNIE PRZEZ OSOBY TRZECIE, POD WARUNKIEM PODANIA AUTORA, TYTUŁU I ŹRÓDŁA POCHODZENIA. AUTOR NIE PONOSI ŻADNEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA NIEZGODNE Z PRAWEM UŻYCIE POWYŻSZEGO TEKSTU (LUB JEGO FRAGMENTÓW) PRZEZ OSOBY TRZECIE.

Stała Konferencja Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie | MABPZ

Stała Konferencja
Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie

Sekretariat

Muzeum Polskie w Rapperwsilu
Schloss Rapperswil
Postfach 1251
CH-8640 Rapperswil
Schweiz

Kontakt

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
+41 (0)55 210 18 62

UWAGA

Z Sekretariatem MABPZ
prosimy kontaktować się tylko w kwestiach dotyczących Konferencji.

Niniejszy portal internetowy Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie (MABPZ) został zainicjowany i był prowadzony do 2018 roku przez pracowników Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie i Biblioteki im. Wandy Stachiewicz.
www.polishinstitute.org

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych
www.mkidn.gov.pl

Przy współpracy z Fundacją Silva Rerum Polonarum z Częstochowy
www.fundacjasrp.pl

Od 2020 r., projekt finansowany jest ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury - państwowego funduszu celowego; dzięki wsparciu Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą - Polonika
www.polonika.pl

Deklaracja dostępności strony internetowej
Deklaracja PDF pobierz

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Fundacja Silva Rerum Polonarum Częstochowa
Instytut Polonika